Szukaj na tym blogu

środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 2

Siódma rano. Całe miasto budzi się do życia. Starsi idą do pracy, młodsi do szkoły. Wszystko ma swój codzienny, niemalże monotonny bieg.
- Andriłu!! Wstawaj już! Mama cię woła i mówi, że jak teraz nie wstaniesz, to się spóźnisz do szkoły!
No, niemalże.
Jeszcze mocno zamroczony Andrew powoli otworzył oczy. Pierwsze, co ujrzał to słodka, mała buzia chłopca, uderzająco do niego podobnego.

- Co ty tu robisz mały? - spytał, przecierając zaspane oczy. Czuł się, jakby dosłownie nie spał z pół nocy.
- Mama mówi, że masz już wychodzić! - wykrzyknął, tym razem prosto do ucha Andrew.
- Przestań, Nico - odparł, krzywiąc się, jednak, kiedy ujrzał szeroko uśmiechniętą i niewinną twarz młodszego brata, nie umiał nie odpowiedzieć mu również uśmiechem. - Dobra już idę! Możesz już ze mnie zejść i powiedzieć mamie, że będę na dole za dziesięć minut....
- Ale mama mówi, że masz za dziesięć minut autobus do szkoły i...

- Co?! - wykrzyknął Andrew, zrywając się z łóżka, jak poparzony. - Dlaczego mnie wcześniej nie obudziliście?! - mruknął nerwowo, wciągając na siebie dżinsy, które wyjął spod łóżka.
- Mamo była u ciebie trzy razy, ale mówiła, że tylko mruknąłeś coś przez sen o jakiś strażiniakach i spałeś dalej - odparł spokojnie Nico, przysiadając "po turecku" na skraju łóżka brata.
- Nie o strażakach? - mruknął wkładając pierwszy, lepszy T-shirt.
- Chyba tak - odparł Nico, ale Andrew już tego nie słyszał. Zbiegał, jak to mawiała mama: "Na połamanie karku" po schodach. Wbiegł szybko jeszcze do kuchni po przygotowane drugie śniadanie, a następnie żegnany słowami: "Dłużej wlec się dzisiaj nie dało, co?!" wybiegł z domu, akurat, kiedy podjechał autobus szkolny pod dom.
- Co tak wcześnie? - mruknął zgryźliwie Caleb, przesuwając się minimalnie na swoim siedzeniu, co oznaczało w jego mowie ciała tyle samo, co "zrobienie miejsca zaledwie na półdupek".
- Nie wyspałem się i tyle - odparł Andrew, udając, że nie usłyszał sarkazmu w słowach przyjaciela.
- Oj biedactwo, a cóż takiego drogie dziecko robiło przez całą noc, że wyglądanie gorzej niż zwykle? - zapytała przesłodzonym tonem Maggie, odwracając się do przyjaciół. Jak zawsze siedziała sama, na siedzeniu przed nimi. Mimo, że wygląd i ubiór na to wskazywały, nie kumplowała się z dziewczynami. Zdecydowanie o wiele lepiej dogadywała się z płcią mniej piękną i nie mowa tu tylko o Andrew, czy Calebie!  Była o wiele bardziej otwarta , wyluzowana w towarzystwie chłopaków, przez co miała o wiele lepszy i bliższy z nimi kontakt, niż reszta dziewczyn z klasy. Oraz  być może dzięki temu była najbardziej rozchwytywaną dziewczyną w klasie, mimo braku niektórych walorów, którego zdążył już Caleb wypomnieć jej z parę razy.
Jednak bardzo często miała czasy tzw. depresji samotności. Nie przychodziła do szkoły, nie odbierała telefonów itp. Przechodziło to równie szybko i niespodziewanie, jak się pojawiało. Mogła przez jeden dzień kompletnie zniknąć z powierzchni ziemi, a dwadzieścia cztery godziny później pojawić się w szkole, jak gdyby nigdy nic i bez słowa, czy chęci wyjaśnienia. Maggie była zagadką dla wszystkich. Taką, do której trzeba klucza w postaci cudu, aby móc ją "otworzyć"
Autobusem zatrzęsło, po czym z warkotem silników, ruszył przed siebie. Od razu wszyscy zaczęli ze sobą naraz rozmawiać, przekrzykując się jeden przez drugiego. Zwykły, nudny dzień, jak każdy... A jednak, było coś, co w tym wszystkim Andrew nie pasowało. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak źle spał, że niemalże zaspał do szkoły, nawet, kiedy siedział do drugiej w nocy nad książkami.
Do tego jeszcze Nico wspominał o jakiś strażakach. Jakich strażakach?! Nudniejszych snów nie mógł mieć?! Nigdy nie chciał być strażakiem, nie lubił ognia... Co to musiał być za nudny sen! W duchu podziękował sobie, że dane było mu go nie pamiętać.
Jednak, w głębi duszy, czuł, że ma jeszcze jakąś lukę. Coś mu brakowało, coś się nie zgadzało. Jak próbował się na tym skupić, jakieś przebłyski pojawiały mu się, ale to było za mało. Przez ten głupi sen o dziewczynach ze skrzydłami nie umiał się na niczym skupić!
W końcu dojechali do szkoły. Teraz do hałasu doszedł jeszcze ścisk i uczucie zamknięcia w jakiejś bardzo ciasnej puszce. Wszyscy jak wariaci pchali się do wyjścia. Ktoś, nietutejszy, mógłby pomyśleć, że im wszystkim tak śpieszno do szkoły, ale to nie była prawda. W sumie, cel tej całej przepychanki był wszystkim nieznany. On po prostu był i tyle, trzeba pielęgnować szkolną tradycję!
- Coś ty taki dzisiaj zamyślony? - spytał Caleb, po czym klepnął mocno przyjaciela w plecy, aż się zatoczył, wpadając na jakieś dziewczyny z równoległej klasy, które zachichotały histerycznie, po czym pobiegły w drugą stronę.

- Wcale nie - odburknął, czując jak się czerwieni. Nie lubił, kiedy jakaś przygłupia dziewczyna się śmieje histerycznie lub natarczywie na niego gapi. To wszystko było takie... Niezręczne. Nie mógł powiedzieć, że go kompletnie dziewczyny interesowały, ale czasem miał ochotę się zamknąć na cztery spusty przed tymi wszystkimi wkurzającymi laskami. No, może poza Maggie, ale ona się nie liczy - z nią się można normalnie dogadać, nie śmieje się jak wariatka, no i znają się prawie od urodzenia. Co do reszty to... Wolał na razie, w przeciwieństwie do Caleba, trzymać się od nich z daleka, dla własnego bezpieczeństwa i samopoczucia.

Dziewczyna idealna dla niego chyba praktycznie nie istniała. Musiałaby być opanowana, nie nudna (czyt. gadająca tylko o ciuchach, przygłupich serialach, czy obgadująca swoje najlepsze "przyjaciółki"), wyluzowana (co nie znaczy, że z fajką w gębie  która ma wszystko gdzieś), a przynajmniej taka która się nie jąka, czy czerwieni, jak tylko go zobaczy, w miarę inteligenta, nie trajkocząca co pięć minut, dowcipna, nie przewrażliwiona na swoim punkcie... Jak tu ujął Caleb: "Nie miej wymagań jak stare panny z kotami, bo w końcu i ty staniesz się jedną z nich".
Oczywiście, patrząc pod innym kątem, Maggie niby spełniała te wszystkie wymagania, ale to przecież była tylko Maggie. Przyjaciółka, kumpel, z którym zna się od dziecka i tylko to.
W końcu zadzwonił dzwonek. Cała trójka zaczęła się kierować w kierunku klasy. Caleb i Maggie znów się żarli.
"Pewnie spojrzał jej tam, gdzie nie powinien" pomyślał Andrew, przewracając oczami. Nie mógł zrozumieć tego, że, jeśli chodziło o dziewczyny, kumpel był jego kompletnym przeciwieństwem, co nie znaczy, że układało mu się z dziewczynami lepiej, a wręcz przeciwnie!  Jedyną, która jeszcze nie walnęła go w twarz i nie przestała chcieć go znać była Maggie, z nieznanych wszystkim powodów.
W końcu udało im się dojść pod właściwą salę, tuż przed przyjściem nauczyciela. Andrew wchodził jako ostatni. Już miał zamykać za sobą drzwi, kiedy nagle usłyszał pewien głos, przez który poczuł, jak cały sztywnieje.
- Ej patrz kto tu jest! Heeeej, zabawny histeryku, tutaj!

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się zszokowany, a równocześnie chciał się gdzieś głęboko zapaść pod ziemię.

***
- Ej, bracie - znasz już te nowe z wymiany? - w końcu odważył odezwać się Caleb zdziwionym tonem. W sumie nie tylko on patrzył się na Andrew, jakby przed chwilą spadł z kosmosu. Zresztą on sam nie wyglądał wiele lepiej - w tej sytuacji ciężko było stwierdzić, kto wtedy był bardziej zdziwiony - koledzy z klasy, którzy wiedzieli, że te nowe go znały, czy raczej Andrew, który: a) doszedł do wniosku, że to jednak nie był sen, b) zobaczył je, chociaż obiecały, że do tego więcej nie dojdzie, czy raczej c) tym razem obie były bez skrzydeł!
- Z czeg... - zaczął, jednak nie dokończył, bo własnie w tym momencie dostał mocnego kuksańca od Lary, która pojawiła się znikąd.
- Jasne, że tak! - szybko powiedziała z szerokim, wręcz nienaturalnym uśmiechem, zanim Andrew zdążył spróbować znów się odezwać. - Przecież u niego się zatrzymałyśmy, a wczoraj nawet nas tutaj po szkole oprowadzał, nieprawda?

- J-jasne - wyjąkał, patrząc po twarzach znajomych, szukając jakiegoś śladu niedowierzania, na szczęście bez skutku. Wszyscy złapali haczyk...  Znaczy, prawie. Tylko Maggie z zmarszczonymi brwiami wyglądała na nieprzekonaną. - W-wybaczcie, zapomniałam pokazać wczoraj wam łazienki - odparł, po czym pociągnął obie dziewczyny za sobą, wychodząc z klasy.
- A gdzie to my się wybieramy? - spytała zdezorientowana nauczycielka, która akurat wchodziła do pomieszczenia.
- Eee... Sprawy organizacyjne! Znaczy, zapomniałam pokazać coś ważnego im jeszcze, to potrwa tylko moment - odpowiedział szybko, szczerząc zęby.
- Niech będzie - odparła po chwili, ku zaskoczeniu Andrew. - Tylko pamiętaj, że bez względu na to, czy jesteś zaangażowany w przyjmowanie gości z wymiany, musisz chodzić na lekcje jak każdy!

- Oczywiście, pani profesor! - odpowiedział, po czym szybko zniknął za rogiem, pociągając za sobą obie dziewczyny.
***
- Mogłaby któraś z was mi to wyjaśnić?! - krzyknął, nie panując zupełnie nad swoim głosem. Znajdowali się w schowku na miotły woźnego. Nie było to zbyt wygodne miejsce, ze względu na walająca się wszędzie sprzęty do czyszczenia, ale nie na wpadł na nic lepszego. Był pewny, że tutaj nikt nie zajrzy, może z wyjątkiem tylko woźnego, którego minęli, myjącego podłogę piętro wyżej.
- Czemu zabawny histeryk znów taki rozhisteryzowany? - spytała spokojnie Akochi, przyglądając się Andrew z wyraźnym zainteresowaniem. Jak było widać, jej entuzjazm pozostał, mimo braku skrzydeł, niezmieniony, w przeciwieństwie do włosów. Tego dnia były mocno przycięte i do tego różowe! 
- Przestań mnie tak nazywać! - odparł, chowając twarz w dłoniach.

- Jest rozczarowany tym, że nas pamięta i miałyśmy czelność pojawić się w jego szkole - odparła Lara, zakładając ręce. Jej urok przesłodziutkiej kopii Akochi, którą reprezentowała przed klasą, zniknął, jakby nigdy nie istniał. Kompletnie nie przypomniała siebie sprzed tych pięciu minut - wrócił grobowy wyraz twarzy i sarkastyczny ton, ani śladu po tamtym szerokim uśmiechu. Andrew zaczął się zastanawiać, czy ona jest jakąś bardzo dobrą aktorką, czy raczej ma rozdwojenie jaźni...
- Ojej! - wykrzyknęła Akochi, bardzo przejmując się słowami Lary. - A czemu to zrobiłyśmy? - Lara na to tylko ukryła twarz w dłoniach, wzdychając.
- Ja również się nad tym zastanawiam - rzucił Andrew, zakładając ręce. 
Lara jeszcze rzuciła okiem na wyraźnie zmartwioną Akochi, po czym westchnęła i odrzekła:
- Posłuchaj młody - Tu Andrew, z oburzoną miną próbował przerwać, jednak ona ciągnęła dalej - wczoraj sobie pogadaliśmy, ale dzisiaj z tym koniec. Wyszło, jak wyszło i niestety nas pamiętasz, ale nie na długo, bez obaw.
- Że co?! - wykrzyknął Andrew, czując, jak się robi czerwony.

- Powiedziałam ci nieco za dużo, a to tylko dzięki zasadzie, którą muszę się kierować - ludzie się na jakaś czas uspokajają, dzięki temu, że ktoś im wytłumaczył to, co widzieli, a nie powinni. Zrobiłam, co musiałam, a nawet więcej, ale teraz z tym koniec. Nikt nie powinien wiedzieć za dużo - odparła, po czym obróciła się na pięcie i sięgnęła ręką po klamkę.
- Czekaj! - krzyknął jeszcze, zanim otworzyła drzwi. - A co było gdybym się komuś wygadał? - mruknął, po czym na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek.
- Nie uwierzą ci - odparła Lara, nawet nie odwracając się w jego stronę.
- Spróbować zawsze można - odpowiedział, czując satysfakcję, widząc, jak wyciągnięta ręka Lary nagle zadrżała.
- Nie zrobiłbyś tego.
- Założymy się?
- Stchórzyłbyś! Albo wzięliby cię za wariata!
- Jestem pewien, że znalazłby się ktoś, kto uwierzył...
- Hej - odezwała się w końcu dotąd milcząca Akochi, trzymając jakiś bardzo stary telefon komórkowy w ręku. - Nie chcę przeszkadzać ci i zabawnemu histerykowi, ale właśnie dostałam informację, że w pobliżu znajduje się jakiś koszmar...
- Mam na imię Andrew - mruknął pod nosem, krzywiąc się na "zabawnego histeryka".
- O tej porze?! - spytała zdezorientowana Lara. Z tego, co było widać, Akochi również zignorowała słowa bruneta. - Przecież koszmary pojawiają się tylko po zmroku!
- Jeśli mówisz o nocnych, to owszem - odparła Akochi, uśmiechając się szeroko.
- Wykryli dzienny koszmar? - spytała Lara. Wyglądała na tak zaskoczoną, jakby ktoś jej właśnie oznajmił, że jest adoptowana.
- Nawet u nas cuda się zdarzają - odparła różowowłosa, szczerząc zęby.
- Idziemy - zadecydowała, otwierając drzwi na całą szerokość.
- Ej, chwila! - zawołał Andrew, który do tej pory tylko przenosił swój wzrok z jednej dziewczyny na drugą, jakby grały w tenisa. Nic kompletnie nie rozumiał, ale z drugiej strony nie chciał po prostu iść grzecznie na lekcje, skoro już go w to, chcąc, czy nie chcąc, trochę wciągnęły. - A co z lekcją? Chwila, co ja mówię - a co ze mną?!
- Nie pamiętam, żeby ktoś cię gdzieś zapraszał - odparła Lara, spoglądając na niego przez ramię.
- Idę z wami.
- Tak!! - wykrzyknęła Akochi, jednak, widząc minę Lary, zaraz zamilkła, częściowo opanowując swój entuzjazm.
- Nie ma mowy. Na kule u nogi akurat nie mamy zapotrzebowania.
- Nie będę... - zaczął, ale zaraz mu przerwano.
- A właśnie, że będziesz. Jakbyś miał i umiał władać mieczem, albo posiadał moc jak Akochi, z największą przyjemnością zabrałybyśmy cię ze sobą - odpowiedziała już zniecierpliwionym tonem. - Ale nie masz, więc Sorry Winnetou, ale nie! Lepiej będzie dla ciebie, jak sobie odpuścisz i zajmiesz się swoimi, ludzkimi, ważniejszymi sprawami! - Po  czym obróciła się na pięcie i wybiegła ze schowka. Akochi jeszcze, było widać, się ociągała, jakby chciała jeszcze coś powiedzieć, ale po chwili, przywołana przez Larę, w końcu dołączyła do przyjaciółki, uprzednio, puszczając oko i pomachając Andrew na pożegnanie.
I tak został sam. Bardzo chciał iść z nimi, ale, w głębi duszy, musiał przyznać Larze rację. Był tylko człowiekiem. Może, jakby poćwiczył trochę z jakimś mieczem... Ale przecież Lara posługiwała się nim lepiej, niż niejeden mężczyzna, ćwiczący od lat szermierkę! Pewnie miała więcej siły, predyspozycje i takie tam. Tak więc, nic z tego Andrew - lepiej ciesz się swoim nudnym życiem!
Z ponurą minę ruszył w kierunku klasy. Nie miał pojęcia, jak wytłumaczy nieobecność dziewczyn. "Okazało się, że zły potwór, którego widziałem wczoraj w nocy, pojawil się w mieście no i obowiązki ich wezwały, psze pani. Wrócą, jak tylko ocalą świat!". 
" Pięknie!" pomyślał. Czemu on nie umie ot tak wymyślić wymówki na raz?!  "No nic, jakoś to będzie"  powiedział sobie w myślach, po czym wziął głębszy wdech i nacisnął klamkę.
- O, witamy serdecznie pana Raikatuji wśród żywych! Niezmiernie miło jest pana widzieć wraz z rozpoczęciem lekcji, nieprawda? - mruknęła nauczycielka, odwracając się od tablicy w jego stronę z niezbyt zadowoloną miną.
- Przepraszam, oprowadzanie trochę się przedłużyło no i... Eee, jedna z nowych nagle poczuła się słabo, więc wysłałem ją do pielęgniarki, a ona nie chciała więc - wymamrotał, próbując wypaść jak najbardziej wiarygodnie, jednak przeszkodziła mu w tym salwa śmiechu kolegów z klasy. Zdezorientowany spojrzał po nich, szukając jakiegoś wyjaśnienia tej sytuacji.
- O, to bardzo ciekawe - odparła nauczycielka, zakładając ręce. - A kogoż ty oprowadzałeś?
- No, te dwie z wymiany - odparł, czym wywołał kolejną salwę śmiechu.
- Wymiany powiadasz? A skąd ta wymiana?! - spytał Isamu ze złośliwym uśmieszkiem. Był to białowłosy nastolatek średniego wzrostu. Znaki szczególne? Niesamowita inteligencja i jeden potencjalny wróg - Andrew. Nikt nie pamięta kiedy i dlaczego to się zaczęło, no, może poza samym Isamu, ale nawet jeśli, nie miał zamiaru się z tym z nikim podzielić. Zresztą teraz pewnie i tak to by nic nie zmieniło - nienawidzili się od zawsze. Isamu dogryzał Andrew, to Andrew robił mało przyjemny żart Isamu i tak w kółko.  Po tylu latach rywalizacji nie było mowy o jakimś rozejmie, nawet tymczasowym. - Może z twoich fantazji?!
- No przecież dopiero, co je widzieliście! - wykrzyknął, patrząc z dezorientacją po twarzach kolegów. O co chodzi?! To jakiś żart Isamu, do którego przyłączyła się cała klasa wraz z nauczycielką?!
- Bardzo zabawne, panie Raikatuji. Siadaj, mam już dość tych wymówek z kosmosu - odparła zniecierpliwiona nauczycielka. Widać było, że nie żartuje. Ale przecież parę chwil temu widziała ich całą trójkę i nawet pozwoliła mu wyjść, a teraz nic z tego nie pamiętała!
Jeszcze rzucił ostatnie spojrzenie pełne nadziei na przyjaciół, po czym z opuszczoną głową usiadł w swojej ławce, mieszczącej się na końcu klasy, pomiędzy Maggie, a Calebem.
- Co ty odwalasz?! - od razu zaczepił go najlepszy kumpel. - Przecież wiesz, że ta harpia nigdy nie łapie haczyków, a co dopiero takich z kosmosu! - rzucił, ale zaraz umilkł, widząc ostrzegawcze spojrzenie nauczycielki.
Andrew nie odpowiedział. Już wystarczając się już dzisiaj wygłupił. Czemu oni wszyscy zapomnieli o Akochi i Larze tak nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a on nie? Może coś im się stało i.... Nie, wtedy pewnie i on by zapomniał... A może? Wszystko to było strasznie dla niego zagmatwane.
- Wszystko w porządku? - Głos Maggie wyrwał go z zamyśleń. 
- Taa, jasne - odparł, odwracając głowę w stronę. Niestety, zdecydowanie coś tu nie było w porządku!
_____________________________________________________________________________________________
No i tyle ;)



3 komentarze:

  1. Hejka :D Nominuję cię na Liebster Award XD
    Informacje znajdziesz tu:*------> https://gdzie-swiatlo-nie-zawsze-oznacza-dobo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. #RóżoweCiasteczka #SłoneCiacha

    Cześć :) Twój blog został mi przydzielony w ramach akcji i muszę przyznać, że była to ciekawa odmiana od fanficków potterowskich, które zazwyczaj czytam.
    Szkoda, że niewiele było do czytania. Pisanie własnej historii to z pewnością duże wyzwanie, a mam wrażenie, że wymyśliłaś coś ciekawego, aż chciałoby się wiedzieć coś więcej. Tematyka japońsko-podobna jest mi całkowicie obca, ale poza imionami i obrazkami na razie nie wprowadzasz jej do opowiadania zbyt intensywnie, więc nie czuję się tak zdezorientowana :) W czytaniu przeszkadzają niekiedy błędy logiczne takie jak "Wykręcając sobie z tyłu ręce wyszukała wzrokiem w drugiej kolumnie obok jednej, konkretnej znajomej twarzy" albo "Do tego ma za jakiś czas zastąpić mnie jakiś inny nauczyciel i tam być nie może nie będzie słowa przebacz, tak tylko chciałam przypomnieć" - zdarza Ci się chaotycznie wyrażać myśli, przez co czasami trzeba przeczytać dany fragment kilka razy, żeby zrozumieć, co miałaś na myśli. Słowa takie jak "laska" czy "koleś" w ustach strażniczek też trochę zgrzytały, nie pasowały. Ale poza tym Twoje opowiadanie sprawia pozytywne wrażenie. Masz ciekawy pomysł, potrafisz zaskakiwać czytelnika, Twój główny bohater wzbudza sympatię, nie zachowuje się irracjonalnie. Ładnie opisujesz postaci oraz ich sposób mówienia, pozwala to na wyobrażenie sobie danej sytuacji, ale praktycznie wcale nie opisujesz otoczenia, a to na pewno poprawiłoby klimat opowiadania. Podoba mi się też sposób, w jaki stopniujesz napięcie, wszystko wydaje się na swoim miejscu, ale jak już mówiłam - chciałoby się czytać dalej, a tu taka przerwa :)
    Pozdrawiam serdecznie i zaganiam do pisania - Huncwotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w swoich skromnych progach :)
      Wiem, że mało :c Ech, myślałam, że zdążę dodać jeszcze chociaż jeden mały rozdział, ale coś nie wyszło :/
      Rzeczywiście, teraz jak czytam te zdania wyglądają trochę chaotycznie ;) Zaraz idę je jakoś poprawić. Z otoczeniem zawsze miałam problem z czytaniem, jak i pisaniem, ale w takim razie postaram się czasem trochę dotknąć tego opisu otoczenia :)
      A co do tej Japonii, to specjalnie starałam się wprowadzać jej jak najmniej, bo wiem, że nie każdy musi to lubić/interesować się tym, a chciałabym, aby to opowiadanie mogło być dla wszystkich :)
      Bardzo mnie cieszy, że się podoba :D Postaram się napisać nowy rozdział jak najszybciej ;)
      Maggie

      Usuń